A translation of mine
300 wierszy tangowskich
wybór
Picie do księżyca
Li Bo
Wśród kwiatów siedzę z wódki dzbanem w dłoni.
Nikt się nie dosiadł, no to sam się poję.
Unoszę kielich, Księżyc zapraszając,
A razem z Cieniem jesteśmy we troje.
Choć Księżyc, biedak, pić to nie potrafi,
Cień ślepo ruchy powtarza wciąż moje.
Chyba z Księżycem się zaprzyjaźnimy
I razem z Cieniem na umór spijemy.
Gdy śpiewam, Księżyc opętany skacze;
Gdy tańczę, Cień mój pląsa ze mną niemy.
Rankiem radością swą się podzielimy
I rozejdziemy się ku chwale wiecznej.
Pijani, znowu będziemy się błąkać
Bez końca gdzieś po ścieżkach drogi mlecznej.
Dla pustelnika Wei
Du Fu
Jakże się w życiu trudno ludziom spotkać –
Jak gwiazdom zmierzchu z gwiazdami poranka;
Ta noc dzisiejsza – cóż to za noc dziwna? –
Razem siedzimy przy świetle kaganka.
Jak długo jeszcze będziemy się trzymać?
Włosy już przecież wszystkie posiwiały.
Ze starej braci tak wielu odeszło:
Żal niepojęty, a i ból niemały.
Któżby pomyślał dwadzieścia lat temu,
Że znów po latach zawitam w twe progi.
Wtedy nie miałeś jeszcze nawet żony,
Dziś rój dzieciątek wokół ciebie drogi.
Z radością ojca kolegę przyjmują,
„Skąd pan przychodzi?”, pytając nieskrycie.
Choć odpowiadać jeszcze nie skończyłem,
One już jadło podają i picie.
Wieczorem w deszczu świeży czosnek rwały,
Ze złotym prosem zmieszają go zaraz.
Mówisz mi: „Rzadko wszak się widujemy”.
Dziesięć czasz wódki wypiliśmy naraz.
Dziesięć czasz wódki, lecz nikt się nie upił;
Z jakimż oddaniem gościsz mnie dziś kumie.
Jutro nas rzeki i góry podzielą...
Koleje losu któż z ludzi zrozumie?
Spotkanie z góralem Hu
Li Bo
Zmierzch. Czas najwyższy, schodzimy więc z góry.
Za nami śmiało księżyc wierny stąpa.
Patrzę za siebie na przebytą drogę:
Tam szarość tylko rozciąga się skąpa.
Z Hu ręka w rękę idziemy do chaty.
Syn prędko furtkę otwiera dla taty.
Pędy bambusa gęsto zdobią drogę,
Ich sieć zahacza o przechodniów szaty.
O, jakże miło usiąść i pogadać,
Dobrego trunku krople strząsać z czarki
I razem śpiewać, a na to nie bacząc,
Że Orion kołczan już włożył na barki.
„Byłem się upił i tyś wesół także.
W szczęściu się smutki zapomina wszakże”.
Qi Wuqian nie zdał egzaminów i wraca do domu
Wang Wei
Nie masz nędzarzy, gdy czasy dostatnie.
Na dwór się zjeżdża wielu zacnych gości.
Również z Dongshanu przybywa uczony;
Trudno powiedzieć, że to ludzie prości.
Do bram urzędu strome wiodą schody,
Lecz któż powiedział, że nam brak rozumu.
Spędziłeś tutaj zimy dni ostatnie,
Dziś zwiewne stroje widać pośród tłumu.
Jeden z nas musi stolicę opuścić,
Wnet przyjdzie zasiąść mu przy wiosłach w łódce.
Kupmy więc wódkę na chang'ańskim targu!
Do drzwi drewnianych on zapuka wkrótce.
Drzewa wędrowca prowadzą za rękę.
Już za horyzont słońce się schowało.
Choć twoje plany nigdy się nie spełnią,
Trudno narzekać, że przyjaciół mało.
Księżyc nad przejściem granicznym w górach
Li Bo
Nad pasmem Tianshan jasny wzeszedł księżyc,
Obłoków płynie wokół niego flota.
Z jakże daleka do nas wiatr przybywa,
Dmuchając silnie w nefrytowe wrota.
Za Hanów stały tu strażnice Bodeng;
Wróg wciąż na Qinghai chęci nie porzucił.
To miejsce niegdyś polem bitwy było
I nikt nie słyszał, aby kto powrócił.
Strażnik za domem jednak ciągle tęskni,
Spogląda wokół – tu tylko noc cicha.
Gdzieś tam na piętrze wysokim tej nocy
Ktoś też spogląda na góry i wzdycha.
Ballada changgańska
Li Bo
Kwiaty zbierałam, pod drzwiami się bawiąc
Włosy mi jeszcze nie skrywały czoła,
Ty przybywałeś na koniu z bambusa,
Zielone śliwki rzucając dokoła.
Mieszkając przecież od dziecka w Changganie,
Obcy nam wstyd był i niedowierzanie.
Wyszłam za ciebie w swym czternastym roku;
Bałam się wtedy do ciebie uśmiechnąć,
Spuszczałam głowę i na każdym kroku
W kąt się chowałam. Ty ciągle krzyczałeś.
Pytałeś. Chciałeś wyciągnąć coś ze mnie,
Lecz ja milczałam – wszystko nadaremnie.
Rozpogodziłam się, gdy minął rok.
Po dni ostatnie twoja chcę być cała
I trwać przy tobie, choćby nie wiem co.
Po cóż innego ja bym szukać miała?
Szesnaście lat mi było, gdyś wyruszył
W podróż daleką na Jangcy przełomy.
W czerwcu nie wolno rzeki lekceważyć:
Małp krzyk żałosny – nurt wód niewiadomy.
Ślady pod bramą dawno mchem zarosły,
Mech jak tęsknota – nic go nie wymiecie.
Liście z drzew lecą, ach ten wiatr jesienny –
Cóż tego roku przynosi go w lecie?
Żółte motyle (a wrzesień już w pełni)
Fruwają sobie parami w ogródku.
Gdy na to patrzę, serce mi się kraje;
Chyba mi przyjdzie postarzeć się w smutku.
Wcześniej czy później, gdy z Sanba wyjedziesz,
Uprzedź mnie proszę w swym liście, mój książę,
A ja wybiegnę tobie na spotkanie,
Aż do samego Changfengsha podążę.
Nocne myśli
Li Bo
Przed łóżkiem jasny blask księżyca,
Zda się jakby na podłodze szron.
Patrzę w księżyc; głowę skłoniwszy,
Myślą do rodzinnych wracam stron.
Wchodząc na Pagodę Bocianią
Wang Zhihuan
Słońce się chowa za gór ostre granie;
Tam Żółta Rzeka snuje się poniżej.
Jeśli chcesz lepiej dojrzeć co w oddali,
Wejść musisz jeszcze jedno piętro wyżej.
Wybór 70 wierszy z tej antologii ukazał się drukiem.
Tytuł publikacji: 70 wierszy chińskich.
Wierszom epoki Tang poświęcono również wiele miejsca w pierwszym tomie antologii pt. Dawna literatura chińska.
唐詩300首
精選
月下獨酌
李白
花間一壺酒,
獨酌無相親。
舉杯邀明月,
對影成三人。
月既不解飲,
影徒隨我身。
暫伴月將影,
行樂須及春。
我歌月徘徊,
我舞影零亂。
醒時同交歡,
醉后各分散。
永結無情游,
相期邈云漢。
贈衛八處士
杜甫
人生不相見,
動如參与商,
今夕复何夕,
共此燈燭光。
少壯能几時,
鬢發各已蒼。
訪舊半為鬼,
惊呼熱中腸。
焉知二十載,
重上君子堂。
昔別君未婚,
儿女忽成行。
怡然敬父執,
問我來何方。
問答乃未已,
驅儿羅酒漿。
夜雨剪春韭,
新炊間黃粱。
主稱會面難,
一舉累十觴。
十觴亦不醉,
感子故意長。
明日隔山岳,
世事兩茫茫。
下終南山過斛斯山人宿置酒
李白
暮從碧山下,
山月隨人歸。
卻顧所來徑,
蒼蒼橫翠微。
相攜及田家,
童稚開荊扉。
綠竹入幽徑,
青蘿拂行衣。
歡言得所憩,
美酒聊共揮。
長歌吟松風,
曲盡河星稀。
我醉君复樂,
陶然共忘机。
送綦毋潛落第還鄉
王維
圣代無隱者,
英靈盡來歸。
遂令東山客,
不得顧采薇。
既至金門遠,
孰云吾道非。
江淮度寒食,
京洛縫春衣。
置酒長安道,
同心与我違。
行當浮桂棹,
未几拂荊扉。
遠樹帶行客,
孤城當落暉。
吾謀适不用,
勿謂知音稀。
關山月
李白
明月出天山,
蒼茫云海間。
長風几万里,
吹度玉門關。
漢下白登道,
胡窺青海灣。
由來征戰地,
不見有人還。
戍客望邊色,
思歸多苦顏。
高樓當此夜,
嘆息未應閑。
長干行
李白
妾發初覆額,
折花門前劇。
郎騎竹馬來,
繞床弄青梅。
同居長干里,
兩小無嫌猜。
十四為君婦,
羞顏未嘗開。
低頭向暗壁,
千喚不一回。
十五始展眉,
愿同塵与灰。
常存抱柱信,
豈上望夫台。
十六君遠行,
瞿塘灩纍堆。
五月不可触,
猿聲天上哀。
門前遲行跡,
一一生綠苔。
苔深不能掃,
落葉秋風早。
八月蝴蝶黃,
雙飛西園草。
感此傷妾心,
坐愁紅顏老。
早晚下三巴,
預將書報家。
相迎不道遠,
直至長風沙。
夜思
李白
床前明月光,
疑是地上霜。
舉頭望明月,
低頭思故鄉。
登鸛雀樓
王之渙
白日依山盡,
黃河入海流。
欲窮千里目,
更上一層樓。